Strona 1 z 1

Gdy nie ma juz nadziei (respirator/dializa)

PostNapisane: 26 cze 2011, o 10:27
przez lea66
Szanowni Panstwo :)

jestem przeogromnie szczesliwa, ze polecilam metode BSM mojemu znajomemu.
Jego mama w maju 2010 miala operacje na sercu - nowa aorta...
Sama operacja przebiegla bardzo dobrze. Rokowania byly dobre, ale po paru dniach okazalo sie ze jest wylew w plucach, watrobie. Potem zaczely siadac nerki az podlaczono jego mame do dializy. Poniewaz byla w spiaczce, respirator za nia oddychal, dializa usuwala choc czesc zanieczyszczenia z organizmu... Tak to trwalo, az do konca czerwca. Pacjentka otrzymala zastrzyk warty 4 tysiecy Euro... i nic... Nie bylo zadnej poprawy. Moj znajomy mial tym wieksze obciazenie niz jego rodzenstwo/rodzina, gdyz przed operacja to on podpisywal dokument, ktory mowil o tym ze to on bedzie decydowal o odlaczeniu aparatury (mowimy o Niemczech). Widzac jego cierpienie zaczelam myslec jakby mu pomoc co zrobic!!
Przypomnialam sobie o metodzie BSM i pamietalam ze pozycja I stosuje sie tak dlugo w sytuacjach krytycznych az nastapi poprawa. Poniewaz ksiazki juz nie mialam, gdyz ja pozyczylam a wiadomo ktos mi jej nie oddal :( zaczelam szukac w internecie, wystarczylo mi zobaczyc obrazek z ulozeniem reki.
Poszlam do znajomego i mowie mu, jakie mam doswiadcznie z ta metoda i wiem, ze ona pomaga nawet w tak krytycznych sytuacjach. Pokazalam mu pozycje, powiedzialam jak dlugo jak czesto itd wszystko co wiedzialam.
Znajomy nadal jezdzil codziennie do chorej matki ponad 300km w jedna strone. Nie chcial sie namowic, zeby zostac tam od razu na pare dni, gdyz chcial nadal cignac swoja prace... Taki obowiazkowy czlowiek :) No i coz tak dlugo jak jezdzil tak przykladal reke w tej pozycji, mowilam ze moze rowniez przedramienie przykladac itd. Bo przeciez reka odpada od tak dlugiego przykladania... Po 3 tygodniach pacjentka byla przygotowywana do innego oddzialu na rehabilitacje.
Odzyskala przytomnosc, respirator byl usuwaniety, dializa niepotrzebna...
To jest moment w ktorym chyba kazdy ma lzy w oczach... rodzina czy obcy... Od sierpnia 2010 byla na rehabilitacji przez 1 miesiac.
Od tego momentu jest juz w domu i czuje sie dosc dobrze... Zagrozenie zycia zostalo usuniete, ale nikt nie zajmuje sie innym leczeniem niz farmakologiczne nadcisnienia, artretyzmu itd.
Musze powiedziec ku mojemu zdziwieniu nikt nie chce juz o niczym slyszec tzn temat ucichl i tylko raz zostal wspomniany. Najwazniejsze jest ze mama zyje... To jakby zostalo zastosowane czary mary i pomoglo, ale teraz nikt o niczym juz nie rozmawia :)
Ja jednak jestem szczesliwa, ze moglam pomoc... Kazdy musi wiedziec co dla niego najwazniejsze i co powinien zdrobic jeszcze dla swojego zdrowia. Zawsze trzeba wziasc swoje zdrowie we wlasne rece, gdyz nikt nie bedzie nas rozumial lepiej niz my sami...
Pozdrawiam :)

Re: Gdy nie ma juz nadziei (respirator/dializa)

PostNapisane: 10 gru 2012, o 19:51
przez sweephent
Słusznie! Jest to doskonały pomysł. Popieram cię.